kwestia - a gdzie schwać zwłoki?


A oto dosiadł się do mnie w pociągu - wieniec pogrzebowy. Takiego towarzystwa jeszcze nie miałam, do wieńca dołączona była pani, a że wieniec była większy od pani - traktuję go jako pełnoprawnego pasażera. Owa Pani (drobny, przywieńcowy element) dzwoniła do koleżanki z pytaniem, czy w wieńcu to ilość kwiatów - parzysta, czy nieparzysta. Ja to chyba jednak na lekcje dobrego wychowania, czy czegoś tam - od liczby kwiatów, powinnam się udać, bo nigdy nawet nie przyszłoby mi do głowy takie pytanie. Czy to jest istotne? Pewnie w gronie osób dobrze wychownaych i światowych - tak. Ja jestem jaskiniowcem - ot buty wycieram przed wejściem do chałupy, ale czasami jak nie mam chusteczki i nikt nie widzi, to używam rękawa. 
Wieniec skłonił mnie do przemyśleń na temat śmierci. Gdyby to ode mnie zależało (chyba dobrze, że nie zależy), nie byłoby żadnych cmentarzy i pogrzebów. Tak, tak - marzy mi się (o tym chyba się nie marzy), taki grób w lesie pod dziką jabłonią lub innym drzewem, bez trumny i wykwintnego garniaczka - dół i ciało. To takie romantyczne połączenie - moje zwłoki i las. Pogrzeb i te wszystkie ceremoniały to kolejna zbędna rzecz i duży wydatek. A po co płacić za te: nagrobki, księdza, kotlety schabowe, deski dębowe, czy sosnowe? Poproszę - dół, las, żadnych modlitw, pożegnań, łez i innych takich, co najwyżej butelka wina (przekonałam się do białego wytrwanego - więc może takie być ).  Tak na dziko.
Brzmi jak testament. 
A wszystko przez ten wieniec.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

kwestia miłości do gleby

kwestia - a co jeżeli kogoś nie lubię

Kwestia zamiłowania do bocianów