Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2017

kwestia dygresji

Obraz
Podobno (naprawdę) odgrzewane kotelty smakują źle. Podobno (naprawdę) jeżeli w aucie ciągle coś  się   psuje, a koszty naprawy przewyższają cenę auta, to logicznym jest pozostawienie go popsutym/porzucenie. Jeżeli coś się nie udało i to nie raz, ale wiele razy, to jak jest cel ciągłych (nieudolnych) prób naprawienia?  A może to ja nie potrafię niczego rozpocząć, tylko ciągle wracam i wracam, do tej starej nielubianej roli - bycia ofiarą? Może mam w sobie taką: skłonność, przypadłość, nawyk - psychicznego maltretowania samej siebie - bo jak się już wyszło na prostą, to trzeba zrobić coś, żeby jednak wrócić na znane, ale smutne tory.  A może ze starych części popsutego auta (tych jeszcze sprawnych) można naprawić jakieś inne. Może nie wszystko trzeba wyrzucać, tylko umieć wykorzyswtać to co zostało? Nie jesteśmy przyjaciółmi, ot znajomymi. Stoi przede mną i patrzy przenikliwie.  - Opowiedziałbym ci coś ze swojego życia, ale to nie jest fajne - uśmiecha się. - Ja nie jeste

kwestia roboty

Obraz
Mzlle Dziś powinnam sobie napisać na czole - nie mówić do mnie, nie dotykać, nie chcieć nic - komunikować się esemesami lub listownie, omijać z kilometra. Taki dzień, co zrobię - starałam się, ale nie udało się.  W takie dni jak dzisiejszy powinnam dostać w dłoń łopatę i kawał ogrodu do przekopania. Ciężko mi dziś było rozmawiać z ludźmi, być z ludźmi. Na całe szczęście mam ten komfort, iż posiedzę sobie teraz sama, z kawą i książką, a potem wskoczę w dres i poćwiczę.  Jest jeden plus dzisiejszej sytuacji - zdałam sobie sprawę, że "wyleczyłam się  z pracy". Nie wiem czy to tylko moja przypadłość, czy inni też tak mają (mieli) -  ale praca przez ostatnie lata była nieodłącznym elementem mojego życia - budziałam się z nią i zasypiałam, nawet jak siedziałam w kinie, to o niej myślałam - praca wyciągała ze mnie całą energię - mój przerost ambicji i wszechobecna chęć kontrolowania każdej sytuacji, nie pozwalały mi na odpoczynek.  Dzisiejszy dzień należał do trudnych -

kwestia prostoty

Obraz
To co proste jest najpiękniejsze. Puste przestrzenie, szerokie pola, proste kroje. Czystość i ład. Wszystko powinno być proste - oczywiste. No ale nie jest i dlatego trzeba rzeczy prostować, jak koszulki po praniu. "A" to jednak "a".  Zawsze uwielbiałam słowo "realtywizm" - taka niedomknięta furtka, a może nawet nie furtka, bo to mogą być drzwi albo autostrada. Nic nie jest jednoznaczne i nie ma czegoś takiego jak prawda sama w sobie, wszystko jest od czegoś zależne - kontekstu, sytuacji. I nadal mam słabość do relatywizmu, ale zaczynam tęsknić za prostotą, czymś oczywistym. Tęsknię za porządkiem w mieszkaniu, zaścielonym łóżkiem, czystym blatem, prostymi, jednokolorowymi spodniami, idealnym chodnikiem, jednoznacznymi relacjami, czystym powietrzem.  

kwestia wczoraj

Obraz
I są takie dni jak wczorajszy, gdzie powróciwszy z pracy stwierdziałam, że nie mam sił na jakąkolwiek aktywność i położyłam się do łóżka, ale oto niespodzianka - sny - te freudowskie wypociny, nie dają odpocząć. Myślałam, że wszystko pozamykałam w odpowiednie pudełeczka i ułożyłam na odpowiednich półeczkach, ale nie... Te olbrzymie pudła się otwierają wieczorami i ich zawartość wypada na mnie. Wszystko w jednym tyglu - tak więc stoję, tudzież chodzę (w snach wszystko jest płynne) po babcinej kuchni, a tam koszmarny bałagan i dziwni ludzie z przeszłości się tłoczą na małej kuchennej przestrzeni, jak zombie w horrorze, a ja między nimi poruszam i z uśmiechem powtarzam - jeszcze tylko umyję podłogę i zrobimy sobie kawę. Jaką kawę?! Nie będzie już żadnej kawy! Ja proszę żeby mi się śniły - pączki, pastelowe ściany, flamingi i łąki.  Jak zamknąć wczoraj, żeby zostało tylko dziś? Istnieje pocieszenie, nawet jak jest bardzo źle i to "źle" się ciągnie tygodniami, a potem mie

kwestia religii

Obraz
Od wielu lat borykam się z zagadnieniem Boga i końca moich rozważań nie widać. W coś wierzę. COŚ co jest CZYMŚ i blisko mu do - lasu, drzew, zwierząt i pojęcia - dobra. Wierzę w COŚ, co ma wiele wspólnego z katolickim Bogiem (nie zaprzeczam i nadal z wielkiej litery), ale bez całej otoczki: sakramentalno - organizacyjnej, nasyconej grzechem i cierpieniem. Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że nie chcę należeć do wspólnoty kościoła - nie potrzebuję sakramentów i kazań. W tym momencie mojego życia, gdybym miała dziecko - nie ochrzciłabym go, synek/córka nie chodziliby na religię - pozostawiłabym to ich wyborowi w przyszłości. A co ze: ślubem, pogrzebem, ostatnim namaszczeniem, życiem w grzechu? No cóż... Już kiedyś o tym pisałam - moje ciało może być pochowane pod jabłonką, w sadzie, bez ostatniego namaszczenia i ja to akceptuję. Zdania typu - skażesz swoje dziecko na życie w grzechu pierworodnym - komentuję słowami - nie wierzę w piekielne męki za brak sakramentu.  Nie czuję wi

kwestia różowego

Obraz
"W tej kwestii mam do powiedzenia tylko tyle - wielka pani profesor (wypowiedziane z ironią) pozwala swojemu synowi ubierać się na różowo  i wszystkie dzieci w przedszkolu się z niego śmieją!" - rzekła Kobieta (obok siedziały jej dzieci) i cała aż zatrzęsła się ze złości, i oburzenia. Inność Bycie innym jest przekleństwem. Jeżeli odbiegasz od normy możesz spotkać się z niewy brednymi komentarzami  i prześladowaniem. Bycie innym jest złe, pozwalanie na inność też jest złe.  W mojej opinii - "gdzieś i coś" stanęło na głowie i nie wraca do pionu. Chłopiec ubiera się na różowo - odbiega od standardów i to jest złe (?), ale nie jest już złem to, że jest wyszydzany i poniżany albo nie  jest  tak rażącym wykroczeniem, jak ta różowa koszulka. Zła jest matka, która pozwala dziecku na wolność i inność (?), a nie rodzice, którzy pozwalają swoim dzieciom gnębić innego człowieka.  Dzieci w przedszkolu mają tendencję do "prawdy" i dostrzegania inno

kwestia czasu

Obraz
Jak cudownie się spotkać. Bez ograniczeń czasowych - ram i zdań typu - mam czas dla Ciebie między pierwszą, a drugą, bo potem: obiad, siłownia, zakupy i coś tam jeszcze. A w zasadzie to wpadłam na chwilkę, bo potem tysiąc ważnych spraw. Nie... Nie tysiąc ważnych spraw, bo spotkanie z drugim człowiekiem to też "ważna sprawa".  Cudownie jest pobyć z kimś bez presji czasu - tyle ile trzeba, aż do zmęczenia rozmową. A jak już wszystko się obgadało można wypić zimną kawę w ciszy. Dobrze jest czuć się ważnym.

kwestia dnia

Obraz
Yvette Dzsiejszy dzień obfituje w odkrycia. Już koło 7:30  natrafiłam na cytat, który mnie dotknął do głębi - "Ludzie uwikłani są w kłamstwa, bardzo często cierpią - ich odbiór świata, ocena siebie samego i innych stają się coraz bardziej negatywne i pełne lęku, aż do trudnej psychologicznie sytuacji, w której nie są w stanie sobie ani innym ufać, słowa przestają mieć jakąkolwiek wartość, a działania jakikolwiek sens".  Wojciech Wypler - Anatomia zdrady. Tak... I tak siedziałam przez chwilę patrząc na ten cytat i swoje odbicie w ciemniejącym monitorze i stwierdziłam, że oto trafiłam na nową lekturę i oto znalazłam podsumowanie swoich kilku lat. To pierwsze odkrycie.  Drugiego - doznałam siedząc na podłodze w pracy tuż pod szafką i patrząc na zieloną ścianę (to był długi dzień); pomyślałam wtedy, że robię jednak za mało - to nie wystarcza, za mało rzeczy jeszcze w sobie i otoczeniu zmieniłam. Nie jestem w pełni wyprowstowana - nadal ciągnie mnie ku ziemi i licznym bło

kwestia - a gdzie schwać zwłoki?

Obraz
A oto dosiadł się do mnie w pociągu - wieniec pogrzebowy. Takiego towarzystwa jeszcze nie miałam, do wieńca dołączona była pani, a że wieniec była większy od pani - traktuję go jako pełnoprawnego pasażera. Owa Pani (drobny, przywieńcowy element) dzwoniła do koleżanki z pytaniem, czy w wieńcu to ilość kwiatów - parzysta, czy nieparzysta. Ja to chyba jednak na lekcje dobrego wychowania, czy czegoś tam - od liczby kwiatów, powinnam się udać, bo nigdy nawet nie przyszłoby mi do głowy takie pytanie. Czy to jest istotne? Pewnie w gronie osób dobrze wychownaych i światowych - tak. Ja jestem jaskiniowcem - ot buty wycieram przed wejściem do chałupy, ale czasami jak nie mam chusteczki i nikt nie widzi, to używam rękawa.  Wieniec skłonił mnie do przemyśleń na temat śmierci. Gdyby to ode mnie zależało (chyba dobrze, że nie zależy), nie byłoby żadnych cmentarzy i pogrzebów. Tak, tak - marzy mi się (o tym chyba się nie marzy), taki grób w lesie pod dziką jabłonią lub innym drzewem, bez tru

kwestia aliena

Obraz
Bycie alienem weszło mi w krew. Jeżeli nie wiecie, kto to alien, śpieszę z wyjaśnieniem - to taki zielony ludek, który czaił się (i nadal to robi), za drzewem i obserwuje, i co istotne - nie komunikuje się  albo robi to nieudolnie. Tak więc stoję za drzewem albo i nie (zazwyczaj to jednak moje łóżko) i kontempluję rzeczywistość, ciesząc się własnym ja. Zawsze przerażała mnie wizja samotności, a teraz niepokoi mnie kwestia ludzi. Wiem, że aktualnie nie nadaję się do żadnego związku - muszę być sama - potrzebuję powrotu do pionu. Widzę zmiany - samotność mi służy. Dopiero teraz zaczynam rozumieć, na czym polega bycie razem, paradoksalnie zrozumiałam to będąc sama. Nadal pracuję nad zaufaniem i zapewne trochę to jeszcze potrwa, ponieważ nadal nie umiem uwierzyć, czuję się jak prosiak w zagrodzie wilków. Jak ponownie zaufać w ludzką dobroć, w to że ludzie potrafią -kochać, lubić, przyjaźnić się? Jak mam zaufać sobie, że jestem jeszcze w stanie: kochać, lubić i przyjaźnić się?  Nie z

kwestia singielki kontra matki

Obraz
No nie dogadamy się. Nie wiem, czy to kwestia "samospełniającego się proroctwa", czy mojej "sukowatej" twarzy - nie potrafię rozmawiać z niektórymi "matkami Polkami". Czuję ścianę między nami, której ani jedna, ani druga strona nie chcą zburzyć. Zadzwoniłam do dawno niewidzianej przyjaciółki. Urodziła dziecko i to już kilka lat temu, i te kilka lat temu, mimo ciąży i opieki nad dzieckiem znajdowałyśmy wspólnie czas na spotkania i rozmowy, zazwyczaj  dotyczące dzieci - zmieniło się jej życie, więc starałam się to zrozumieć - pieluszki, dzieci i inne takie, ale przyszedł taki okres w moim życiu kiedy musiałam bardziej zająć się swoją rodziną i nie miałam czasu - kontakt się urwał. Postanowiłam to naprawić. Wybrałyśmy się na spacer i... i po raz pierwszy w życiu krępowała mnie czyjaś obecność, w połowie spaceru zamarzyłam o powrocie. Nadal były - pieluszki, śpioszki i buteleczki, suknia ślubna i drużbowie. No super - dzieci podobno sama radość, tyle ż