kwestia dygresji


Na wiosce (dom i własne pole) jest tak, że jak masz ulubiony kocyk, pokryty paprochami (czysty i pachnący, ale te paprochy), to wychodzisz na próg chałupy i go wytrzepujesz. W dużym mieście (przy ruchliwej ulicy, pierwsze piętro, w dole chodnik), jest tak, że nie masz gdzie kocyka wytrzepać (że na parter mam zejść, czy że jak?). No więc siedzę w "dużym mieście" i patrzę na ten kocyk, i te paprochy, i mówię sobie - no nie - trzeba wytrzepać. No więc otwieram okno (noc była, za dnia lepiej nie - wioskowo wygląda), zerkam czy nikt dołem nie idzie, ażeby mu na łeb paprochem nie sypać (zimno, minus dziesięć, ale te paprochy) i sru koc za okno, ale sru, z kocyka coś wypada - białego... O Matko! Patrzę za białym obiektem, który pikuje ku dołowi, ale za bardzo nie widzę gdzie ląduje, bo obiekt biały, a w dole śnieg i lot szybki. I obiekt znika mi z oczu, a ja próbuję sobie przypomnieć kształt - czy to bardziej skarpeta, czy gacie? A jak gacie? Schodzić, nie schodzić? Szukać, nie szukać? Matko, a jak to komuś na parapet spadło i to jednak były gacie? Nie zeszłam. Zimno było i noc.

Podobno każda grupa społeczna (związki, przyjaźnie, pracownicy) przechodzą "fazy życia grupy" i jedna z tych faz to okres kryzysu. Od tego jak ludzie rozwiążą kryzys (lub nie) zależą przyszłe losy grupy (jej istnienie) i albo przejdą do kolejnej fazy, albo się rozpadają - na pojedyńcze "człowieki". Chyba z nikim jeszcze nie udało mi się przejść przez fazę konfliktu - du... Zawsze pojedyńcze "człowieki".

Czy ja się za mało staram? Moja mama powiedziała mi ostatnio, że się leniwa zrobiłam, jakoś mi dobrze z lenistwem, do twarzy nawet - rzekłabym, choć ta myśl mnie niepokoi - czy ja się za mało staram?

Jesteśmy niedoskonali w niedoskonałym świecie i z jednej strony staram się sobie tłumaczyć, że: obcość - bliskość - obcość - to efekt niedoskonałego świata i niedoskonałych ludzi, ale może za mało się staram (te mamine słowa mnie kłują). To okropne uczucie kiedy ludzie bliscy nagle stają się obcy. Czemu nie umiem tego naprawić?

Kawa mi się dziwnie trzęsie, niby to kawa z mlekiem, ale ta pianka jest dziwna.

Od kilku dni oglądam kolejne epizody Ellen Show i naprawdę odczuwam dużą radość. Matko jakie ona ma niebieskie oczy i ten dowcip. 

Kręgosłup mnie boli - może to efekt lenistwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

kwestia miłości do gleby

kwestia - a co jeżeli kogoś nie lubię

Kwestia zamiłowania do bocianów