No ja lubię Polskę. Ja się cieszę polskością – wycinanki, pierożki, sute spódnice ludowych strojów, legendy, góry i doliny, dęby, sosny i brzozy, no i ten krwawnik. Ostatnio usłyszałam, że moje zachwyty nad polską kulturą to przejaw nacjonalizmu i ksenofobii. Naprawdę? Naprawdę? Czy ja nie mam prawa: roztkliwiać się nad żółtym mleczem i cieszyć oscypkiem, radować się jak dziecko, widząc bociany w gniazdach? Czy ja w imię politycznej poprawności nie mogę o tym mówić, że ten rechot żab o poranku i te kwiatki, i maki? Czy ja, coby nikogo nie urazić, nie mam prawa cieszyć się z bycia Polką? Ja wiem, że dużo rzeczy i zjawisk uznawanych za polskie, kiedyś polskie nie były i pochodzą od innych kultur. Ja rozumiem, że inne kultury mogę nas wzbogacać, i że tolerancja, i że ziemniak swoją historię rozpoczął poza granicami naszego kraju, ale... Ale zarzucanie mi, że mówienie z miłością o Polsce, jest przejawem nietolerancji i braku szacunku dla innych kultur - zdziwiło, dotknę
I wyszłam dziś z łopatą (szpadlem, czy jakoś tak) na pole - kopać dziury i czułam się jak Boryna. Kto czytał Chłopów ten wie. Geny dziadów i pradziadów się w końcu odezwały. Tak, tak - będę rolnikiem. Dobrze mi idzie kopanie, dziś wykopałam gruby sznur - zabawkę psa - Cholernik zakopał ją dość głęboko. Przekopałam fragment gleby - dwa, na dwa i będę ogrodnikiem. Mam kawał ziemi i teraz kupię sobie krzak. Kalina, porzeczka, a może jakiś japoński krzaczor. Podobno porzeczka i aronia są jednymi z najzdrowszych owoców i wcale nie potrzebujemy aceroli i goji, to może będę młodym twórcą porzeczkowego raju? Zacznę od krzaczka, a skończę z plantacją. Ha!
Annie Spratt, magdeleine.co Bardzo lubię czytać. Bardzo lubię wracać do pewnych książek. Mam wrażenie, że mimo iż znam fabułę, to jednak za każdym razem odkrywam coś nowego. Zazwyczaj czytając coś ponownie, czuję że i owszem te same rzeczy mnie zachwycają, ale za każdym razem dokładam "coś" jeszcze, tak iż wieża zachwytów rośnie. Przekonałam się też, że niektóre książki z czasem odsłaniają przed czytelnikiem kolejne zakamarki, które można zrozumieć dopiero po zdobyciu pewnych doświadczeń życiowych. Inaczej patrzyłam na Układ , czy Buszującego w zbożu dziesięć lat temu - fabuła się nie zmieniła - zmieniłam się ja i patrzę na bohaterów przez pryzmat swoich nowych doświadczeń. Jednocześnie wiem, że żeby zrozumieć pewnie dzieła trzeba dorosnąć - ja nadal nie dorosłam do Mickiewicza, czy Twardowskiego, ale widzę że coraz lepiej radzę sobie z Norwidem, co daje jakąś nadzieję Mickiewiczowi. Zawsze też wierzyłam, że nie ma książek bezwartościowych. Nawet jeżeli ksi
Komentarze
Prześlij komentarz