kwestia marzenia z dzieciństwa


Pamiętam - magiczną, letnią noc. Letnie noce mają to do siebie, że pachną - ziołami, ziemią i ciepłem. Pod rozgwieżdżonym niebem i rozłożystym czarnym bzem zbudowałam sobie domek: ze starych desek, okien bez szyb, palet i kilku skrzynek. To był mój "mały dom" (ten kto bawił się w "dom", ten zna to piękne uczucie - tworzenia).
Były: garnki, łyżki, przetwory z mlecza i zupy z błota, z dodatkiem kamieni (kamienie to był makaron). Były: zachody słońca, latające nietoperze i wielkie ćmy; brudne paznokcie, odrapane kolana i smak ziemi w ustach.
I tej letniej nocy obiecałam sobie, że jak będę "dużą dziewczynką"- zostanę czarownicą. Moja przyszłość jawiła mi się przy wielkim kotle, w którym bulgotało jakieś mazidło, w towrzystwie: kota, ropuchy i kart do przepowiadania przyszłości. 
Czy marzyłam o byciu piękną czarwocnią? Nie. Ja marzyłam o byciu skuteczną czarownicą - mądrą, złośliwą i poważaną wśród okolicznej gawiedzi. 

Czasami trzeba uważać czego się pragnie.
Jestem już "dużą dziewczynką". Niekiedy, wstając rano i patrząc na swoje odbicie w lustrze, stwierdzam że marzenie z dzieciństwa się spełnia. Co do charakteru też jestem bliska ideału, brakuje tylko kota, ropuchy i  odrobiny mądrości.
Czy mimo upływu lat - pałac, suknie z długim trenem i korona są mi bliższe?
A gdzieżby.
Chromolę królewny w balowych sukniach - ja będę Czarownicą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kwestia zamiłowania do bocianów

kwestia miłości do gleby

kwestia książek