Pamiętam - magiczną, letnią noc. Letnie noce mają to do siebie, że pachną - ziołami, ziemią i ciepłem. Pod rozgwieżdżonym niebem i rozłożystym czarnym bzem zbudowałam sobie domek: ze starych desek, okien bez szyb, palet i kilku skrzynek. To był mój "mały dom" (ten kto bawił się w "dom", ten zna to piękne uczucie - tworzenia). Były: garnki, łyżki, przetwory z mlecza i zupy z błota, z dodatkiem kamieni (kamienie to był makaron). Były: zachody słońca, latające nietoperze i wielkie ćmy; brudne paznokcie, odrapane kolana i smak ziemi w ustach. I tej letniej nocy obiecałam sobie, że jak będę "dużą dziewczynką"- zostanę czarownicą. Moja przyszłość jawiła mi się przy wielkim kotle, w którym bulgotało jakieś mazidło, w towrzystwie: kota, ropuchy i kart do przepowiadania przyszłości. Czy marzyłam o byciu piękną czarwocnią? Nie. Ja marzyłam o byciu skuteczną czarownicą - mądrą, złośliwą i poważaną wśród okolicznej gawiedzi. Czasami trzeba uważać cze